czwartek, 6 czerwca 2013

Nauczyć hipopotama latać!



Powyżej mamy doskonały przykład, w jaki sposób jednym obrazkiem można opisać system edukacji, może nie tylko w Polsce, ale nawet w większości naszego świata. Jak wiadomo, w szkolnictwie jeśli ktoś np.: jest geniuszem w malarstwie tak jak Salvador Dali, czy nasz polski Matejko, ale za to nie skupia się na innych dziedzinach wiedzy, jest skończonym patałachem.  Należy mieć po równo wystarczającą wiedzę w 15 dziedzinach. Naraz trzeba umieć operować liczbami, najbardziej skomplikowanymi działaniami, ale przy wszystkim znać szczegółowo całą fabułę dzieł Sienkiewicza, Prusa, Orzeszkowej, Shakespear’a, no i umiejętność recytowania z pamięci Pana Tadka. Przy okazji na bieżąco uczyć się dwóch czy trzech obcych języków. Ogarniać chemię, biologię; ale też historię, WOS, WOK, może jeszcze egzaminy z genialnego i super-nowoczesnego przedmiotu jakim jest wychowanie do życia w rodzinie. 

Przede wszystkim nie ubliżam ludziom, którzy potrafią to wszystko ogarniać naraz, nawet życzę, by takich było jak najwięcej. Tylko idiotyzmem jest uważanie, że skoro wszystkich traktuje się równo, to wszyscy właśnie tacy muszą być. 

Jaki to może dawać efekt? W każdym drzemie jakiś talent, w każdym jest jakiś geniusz, ale przeżywszy okres lat szkolnych, dostając zazwyczaj złe stopnie, co niby o sobie człowiek może pomyśleć? Stwierdzi, że nadaje się tylko do pracy za najniższą krajową. I na tym zakopie wszystkie swoje marzenia, nigdy nie będzie próbował odnaleźć swoich talentów, szary koniec najzwyczajniej. Zresztą wciąż osobiście jest mi trudno zrozumieć, dlaczego cyferki w dzienniku mają określać, kto jest jakim człowiekiem. Tym bardziej skoro w dorosłym życiu mało stopnie będą obchodziły pracodawców. Czy świadectwo nie powinno informować np.: o tym, że dana osoba nie ma łba do myślenia, ale za to ma pamięć doskonałą? Lub czy ktoś jest aktywny społecznie, lub woli przebywać w samotni? Każdy jest z czegoś dobry, ale także coś musi nie wychodzić. Więcej nie pomogłoby świadectwo które informuje w czym kandydat na pracownika może się sprawdzić, a co powinien raczej unikać. Przecież z dokumentu w którym od góry do dołu są wypisane oceny celujące i bardzo dobre, nie poinformuje czy ktoś jest śmiały, nadaje się na przedstawiciela firmy, bądź czy jest wstydliwy i prościej jeśli przydzieli mu się zaciszne obowiązki w biurze. 

Oceny nie jednemu zniszczyły w pewien sposób psychikę. Ponieważ ocena niedostateczna z matematyki, powinna łagodnie mówić, że tej dziedziny nie ma się rozwiniętej, tak samo jak wielu mężczyzn nie umie gotować, lub kobiety raczej nie sprawdziłyby się w pracy fizycznej na budowie. Ale to działa inaczej, w wielu przypadkach ocena niedostateczna mówi komuś: „jesteś głupi”. Chociaż wielu powtarza, że stopnie motywują do nauki, to z własnego doświadczenia powiem, a przynajmniej w moim przypadku jakoś to się nigdy nie sprawdzało. Tylko najzwyczajniej nie można dawać się zniszczyć ocenom. Na 100% jesteś w jakiejś dziedzinie geniuszem, a cyferki nie wyznaczają Twojego ilorazu inteligencji.

W mojej miejscowości mieszka pewien przedsiębiorca, który jak słyszałem, kiedy uczęszczał do szkoły żył na najgorszych ocenach. Gdy skończył edukację znalazł sobie pracę na budowie. Gdy trochę zarobił kupił poloneza ze skrzynią ładunkową, na której woził materiały i narzędzia. Wynajął jakiegoś znajomego by mu pomagał i razem próbowali coś wykombinować. Można powiedzieć, że powstała dwuosobowa firma, która powoli się rozwijała. Dziś ten gość mieszka w ogromnej willi, stać go na wszelkie zachcianki. Jest jednym z najbogatszych mieszkańców mojej miejscowości. Jest idealnym przykładem tego, o czym w kółko piszę. Nie był orłem z nauki, ale miał łeb odnośnie interesów, wykorzystał to i nieźle się dorobił. 

Ty także w jakiejś dziedzinie jesteś geniuszem, tylko odkryj ją najzwyczajniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz