wtorek, 25 czerwca 2013

Cuda, a nauka



Powszechnie się przyznaje, że cuda i nauka to dwa odmienne terminy. Cud ma być czymś niewytłumaczalnym, czego ludzki umysł nie pojmuje. Nauka to z kolei ścisła i logiczna sprawa. Lecz czy aby na pewno się wykluczają? Czy cud to czasem nie jest po prostu piękne zjawisko, które porusza ludzkie serce, a czy koniecznie musi być niewytłumaczalny? Czy czasem nauka sama w sobie nie jest cudem? 

Powiedźcie jak nazwać coś takiego: wodór jest często używany, jako paliwo w silnikach rakietowych, przy okazji każdy z nas wie o bombach wodorowych. Wodór to pierwiastek silnie wybuchowy, który bez problemu potrafi wywoływać ogień. Jest też tlen, to jest z kolei pierwiastek, który podtrzymuje spalanie. Więc czy połączenie tych dwóch pierwiastków nie powinno dać substancji, która poprzez wodór wywoła ogień, a przy pomocy tlenu będzie go podtrzymywać? Nie, jest całkiem inaczej, otrzymamy w tedy wodę, substancja, która gasi płomień. To jest nauka, ale równie dobrze można nazwać to cudem. 

Należy też wziąć pod uwagę, co człowiek rozumie poprzez cud. Taka sucha i na mój chłopski rozum, niezbyt dobra definicja głosi: zjawisko lub zdarzenie, którego nie da się racjonalnie wyjaśnić przez odwołanie do przyczyn naturalnych. Niby brzmi inteligentnie, ale według mnie trafniej i mądrzej twierdzą ludzie, dla których cudem jest np.: każdy dzień, każdy poranek. Przecież możemy wyjaśnić naukowo to, w jaki sposób codziennie po nocy, naszym oczom ukazuje się słońce. Więc, czy dlatego nie można nazwać tego cudem? Ojciec alkoholik, który rzuca nałóg, narodziny dziecka, każdy uścisk, każdy pocałunek, uśmiech od człowieka (nawet zdane prawo jazdy); to wszystko jest dla nas wytłumaczalne, a czy nie jest ogromnym cudem? Nie szukajmy sobie cudów jak pokazu Copperfield’a, to chyba przytłaczające, kiedy człowiek nieświadomie cud zniża do rangi sztuczki. To ma poruszać ludzkie serce, uczynić kogoś lepszym, dać prawdziwe szczęście. I tutaj nauka nie wyklucza czegoś do rangi cudów, bo sama w sobie jest cudem. 

Najzwyczajniej na świecie nie dzielmy cudów w kategorie na takie, według których jest prawdziwy kiedy nie da się go wytłumaczyć, a nieprawdziwy kiedy ma coś wspólnego z logiką i nauką. Zapewne aniołowie w niebie mają niezłą polewkę, nie mogą przestać się śmiać kiedy widzą jak ludzie w swej zacnej „mądrości” wymyślają sobie inteligentne definicje cudów.


(Człowiek znudzony pisze nocą na laptopie, nagle przecierając twarz obejrzał się za okno - a tu już świt! - Kocham to uczucie)

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Zaprzeczenie miłości?



Istnieje coś takiego jak miłość i nienawiść. Potocznie się mówi o tym, jako dwóch przeciwnych cechach, ale czy tak od razu słusznie? A może nie zawsze? Przecież można odczuwać nienawiść do wszelkich kłamstw, poniżania, uciskania; do wszystkiego co w ludziach jest być złe. Można przecież nienawidzić braku miłości. A może strach to przeciwieństwo miłości? W sumie zbyt pochopnie wyciągam wnioski, bo też trzeba zauważyć, że przeciwieństwem strachu jest odwaga. Ale chyba można powiedzieć, że jest to zaprzeczeniem miłości.

Załóżmy, że na naszych oczach grupka dresiarzy okłada jedną osobę. Tu właśnie wkracza strach, nie potrafilibyśmy przeciwstawić się przerośniętym typom, którzy w swojej inteligencji na ripostę profesora uniwersytetu potrafiliby tylko odpowiedzieć: „a wyj**ać ci?” Brak pomocy bliźniemu raczej określa brak miłości, a przecież to wszystko skutkuje strachem.

Podobnie, kiedy w grupie osób nagle zaczyna się obmawiać kogoś nieobecnego wśród rozmówców. W grupie znajduje się ktoś, kto akurat wiele zawdzięcza obmawianej osobie, ale jeśli nie potrafi się sprzeciwić rozmówcom, udowodnić swej miłości, to także owoc braku odwagi.

Podczas II Wojny Światowej w jednym z obozów koncentracyjnych pewna kobieta, tak jak wielu innych współwięźniów miała zostać zamordowana. Była w ciąży. W obozie także była jej teściowa, która zebrała się na heroiczny czyn i zajęła miejsce swojej synowej. Ona wraz z swym dzieckiem pod sercem zachowała życie, ale to teściowa została zamordowana przez niemieckich zbrodniarzy. Ta kobieta względem swojej synowej i jeszcze nienarodzonego wnuka zdobyła się na ogromny akt miłości, a wiadomo, że w tym przypadku nie mogło być nawet źdźbła lęku, w sprawie kiedy za kogoś oddaje się życie człowiek wykazuje się najwyższą odwagą.

Strach oddala nas od miłości, jest to cecha, która w ludziach niszczy zdolność kochania. Ta wada z czasem w człowieku wzbudzi nawet lęk kochania. Wśród nastolatków często można usłyszeć słowa „miłości nie ma, trzeba robić melanż”. Ktoś normalny złapie się za głowę lub wyśmieje tą „sentencję”, ale wyobraźmy sobie taką sytuację: młoda dziewczyna, która jeszcze ani razu nie przejechała się na życiu, ma marzenie o wielkiej miłości. W dzieciństwie uwielbiała oglądać bajki o księżniczkach, które zdobywały swych wymarzonych mężczyzn. Ona chciała doświadczyć czegoś podobnego, u boku jakiegoś solidnego chłopa z jajami chciała się poczuć kobietą. Więc szukała… I zazwyczaj natrafiała na chłopców, którzy także albo nie mieli doświadczenia w życiu tak jak ona, lub gości, którzy ją wykorzystali.  Została zraniona, więc najzwyczajniej bała się już więcej kochać, to wszystko chowała, tłumiła pod płaszczem ciągłego imprezowania.

Bynajmniej kurde nie jestem jakimś wielkim filozofem, psychologiem, czy innym cudakiem z doktoratem i habilitacją w papierkach, chociaż nie posiadam własnego autorytetu, to twierdzę, że w strachu nie da się kochać i koniec. 

Pomyśl o osobie, którą najbardziej kochasz, której najwięcej zawdzięczasz, która jest dla Ciebie wszystkim. Obojętnie czy to jest Twoja matka, małżonek, życiowy partner, ktoś z rodzeństwa czy przyjaciel, po prostu pomyśl o nim. Teraz wyobraź sobie, że ta osoba ma cierpieć nieopisane katusze, słowami tego nie opiszę, po prostu ma przeżywać gehennę. Ale jest pewna alternatywa, możesz odebrać jej cierpienia. Twojej miłości włos z głowy nie spadnie, ale ten kolosalny ból będziesz Ty odczuwać. Jeśli mocno kochasz tą osobę, bez zastanowienia odbierzesz jej to. Ale do tego potrzeba odwagi, w strachu tego nie damy rady dokonać.

piątek, 14 czerwca 2013

Wywołać trochę uśmiechu

Ostatnio w sieci natchnąłem się na coś takiego...
I jak tu się nie uśmiechać widząc jak paru kolesi z jajami w drobny sposób uszczęśliwiają inne, przypadkowe osoby? Co najlepsze, znaleźli oni także swoich naśladowców, którzy są polakami i kontynuują tradycje. 
Co by powiedzieć, by pójść w ich ślady? Może minęła chwila i cały internet zostałby zalany podobnymi akcjami? Gdzieś widziałem, jak ktoś negatywnie wyrażał się o takiej akcji, ponieważ dobro powinno się robić bezinteresownie, nie chwaląc się tym na YouTube. Myślę jednak, że chłopaki tu są usprawiedliwieni, w pewien sposób chcą aby inni ich naśladowali, dlatego to rozgłaszają. A przy okazji czynienie dobra ogląda się o wiele razy lepiej, niż ten cały szajs który leci w zwykłych telewizjach publicznych...

wtorek, 11 czerwca 2013

Bóg wymyślił seks. I Bóg wiedział, że było to dobre



 Tak mnie zastanawia kto głosi herezje twierdząc, że w chrześcijaństwie współżycie służy jedynie do prokreacji, czyli do rozmnażania się. Tak natychmiast nie owijając w bawełnę przytoczę słowa św. Pawła w I Liście do Koryntian. 

„Ze względu na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a kobieta męża. Niech mąż oddaje powinność małżeńską żonie, a żona mężowi. Żona nie może swobodnie dysponować swoim ciałem, lecz jej mąż. Podobnie i mąż nie może swobodnie dysponować swoim ciałem, lecz jego żona. Nie uchylajcie się od współżycia małżeńskiego, chyba za wspólną zgodą i tylko na pewien czas aby poświęcić się modlitwie. Potem znowu podejmijcie współżycie, aby nie kusił was szatan, wykorzystując waszą niepowściągliwość”.

 Jasno i wyraźnie sytuacja jest przedstawiona. Kościół Katolicki nie zabrania współżycia. Co prawda, jedynym wymogiem jest tutaj sakrament małżeństwa, nie podpisanie jakiegoś papierku, lecz błogosławieństwo Boże. Współżyć trzeba i to jak najbardziej wykorzystywać nawet do czerpania przyjemności. Gdyby współżycie miałoby jedynie służyć prokreacji, Bóg nie uczyniłby tego przyjemnym. Św. Paweł pisze czarno na białym, by nie uchylać się od tego. Jeśli już tak, to tylko na drobny okres „aby nie kusił was szatan”. O co chodzi z tym kuszeniem przez złe duchy? Najzwyczajniej jeden z największych świętych wiedział dobrze, że brak współżycia doprowadza do rozpadu małżeństw. Często do zdrad. Może nie prowadziłem żadnych obserwacji na ten temat, lecz jestem pewny, że w większości przypadków rozwodów, w większym lub mniejszym stopniu zazwyczaj powodem było zaniedbanie współżycia. 

Bóg specjalnie seks uczynił pięknym i majestatycznym doznaniem, wszystko po to, by małżonkowie mogli się każdego dnia coraz bardziej zbliżać do siebie. W małżeństwie współżycie nie jest grzechem, śmiałbym powiedzieć, że złem jest jego brak.  

Jeszcze jedno: współżycie w chrześcijaństwie nie ogranicza się tylko do „grzecznej” pozycji misjonarskiej przy zgaszonym świetle… Dajcie spokój. Współżycie, chociaż jest czymś więcej, to zawsze jest to sprawa ludzka, a ludzie mają to do siebie, że często popadają w rutynę, także w seksie. Tutaj powołuję się na poglądy o. Ksawerego Knotza, według którego ludzie nawet powinni korzystać z różnych pozycji z Kamasutry, pomagać sobie stymulowaniem manualnym czy oralnym, to wszystko byleby w łóżku partnerów (Chociaż by uniknąć nudy można także powiedzieć: na dywanie w salonie, lub na blacie w kuchni.) każdy dzień wyglądał inaczej. 

To byłoby na tyle, wszystko tylko po to, by uświadomić, że chrześcijaństwo to nie samo cierpienie i umartwianie. Ale śmiałbym dodać, że przede wszystkim bogate życie seksualne. 


czwartek, 6 czerwca 2013

Nauczyć hipopotama latać!



Powyżej mamy doskonały przykład, w jaki sposób jednym obrazkiem można opisać system edukacji, może nie tylko w Polsce, ale nawet w większości naszego świata. Jak wiadomo, w szkolnictwie jeśli ktoś np.: jest geniuszem w malarstwie tak jak Salvador Dali, czy nasz polski Matejko, ale za to nie skupia się na innych dziedzinach wiedzy, jest skończonym patałachem.  Należy mieć po równo wystarczającą wiedzę w 15 dziedzinach. Naraz trzeba umieć operować liczbami, najbardziej skomplikowanymi działaniami, ale przy wszystkim znać szczegółowo całą fabułę dzieł Sienkiewicza, Prusa, Orzeszkowej, Shakespear’a, no i umiejętność recytowania z pamięci Pana Tadka. Przy okazji na bieżąco uczyć się dwóch czy trzech obcych języków. Ogarniać chemię, biologię; ale też historię, WOS, WOK, może jeszcze egzaminy z genialnego i super-nowoczesnego przedmiotu jakim jest wychowanie do życia w rodzinie. 

Przede wszystkim nie ubliżam ludziom, którzy potrafią to wszystko ogarniać naraz, nawet życzę, by takich było jak najwięcej. Tylko idiotyzmem jest uważanie, że skoro wszystkich traktuje się równo, to wszyscy właśnie tacy muszą być. 

Jaki to może dawać efekt? W każdym drzemie jakiś talent, w każdym jest jakiś geniusz, ale przeżywszy okres lat szkolnych, dostając zazwyczaj złe stopnie, co niby o sobie człowiek może pomyśleć? Stwierdzi, że nadaje się tylko do pracy za najniższą krajową. I na tym zakopie wszystkie swoje marzenia, nigdy nie będzie próbował odnaleźć swoich talentów, szary koniec najzwyczajniej. Zresztą wciąż osobiście jest mi trudno zrozumieć, dlaczego cyferki w dzienniku mają określać, kto jest jakim człowiekiem. Tym bardziej skoro w dorosłym życiu mało stopnie będą obchodziły pracodawców. Czy świadectwo nie powinno informować np.: o tym, że dana osoba nie ma łba do myślenia, ale za to ma pamięć doskonałą? Lub czy ktoś jest aktywny społecznie, lub woli przebywać w samotni? Każdy jest z czegoś dobry, ale także coś musi nie wychodzić. Więcej nie pomogłoby świadectwo które informuje w czym kandydat na pracownika może się sprawdzić, a co powinien raczej unikać. Przecież z dokumentu w którym od góry do dołu są wypisane oceny celujące i bardzo dobre, nie poinformuje czy ktoś jest śmiały, nadaje się na przedstawiciela firmy, bądź czy jest wstydliwy i prościej jeśli przydzieli mu się zaciszne obowiązki w biurze. 

Oceny nie jednemu zniszczyły w pewien sposób psychikę. Ponieważ ocena niedostateczna z matematyki, powinna łagodnie mówić, że tej dziedziny nie ma się rozwiniętej, tak samo jak wielu mężczyzn nie umie gotować, lub kobiety raczej nie sprawdziłyby się w pracy fizycznej na budowie. Ale to działa inaczej, w wielu przypadkach ocena niedostateczna mówi komuś: „jesteś głupi”. Chociaż wielu powtarza, że stopnie motywują do nauki, to z własnego doświadczenia powiem, a przynajmniej w moim przypadku jakoś to się nigdy nie sprawdzało. Tylko najzwyczajniej nie można dawać się zniszczyć ocenom. Na 100% jesteś w jakiejś dziedzinie geniuszem, a cyferki nie wyznaczają Twojego ilorazu inteligencji.

W mojej miejscowości mieszka pewien przedsiębiorca, który jak słyszałem, kiedy uczęszczał do szkoły żył na najgorszych ocenach. Gdy skończył edukację znalazł sobie pracę na budowie. Gdy trochę zarobił kupił poloneza ze skrzynią ładunkową, na której woził materiały i narzędzia. Wynajął jakiegoś znajomego by mu pomagał i razem próbowali coś wykombinować. Można powiedzieć, że powstała dwuosobowa firma, która powoli się rozwijała. Dziś ten gość mieszka w ogromnej willi, stać go na wszelkie zachcianki. Jest jednym z najbogatszych mieszkańców mojej miejscowości. Jest idealnym przykładem tego, o czym w kółko piszę. Nie był orłem z nauki, ale miał łeb odnośnie interesów, wykorzystał to i nieźle się dorobił. 

Ty także w jakiejś dziedzinie jesteś geniuszem, tylko odkryj ją najzwyczajniej.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Wiara vs. nauka?



Wielki Wybuch (ang. Big Bang) – model ewolucji Wszechświata uznawany za najbardziej prawdopodobny. Według tego modelu ok. 13,772 (±0,059) mld lat temu dokonał się Wielki Wybuch – z bardzo gęstej i gorącej osobliwości początkowej wyłonił się Wszechświat (przestrzeń, czas, materia, energia i oddziaływania). – Źródło: wikipedia.org. 

Chyba właśnie teoria Wielkiego Wybuchu jest jednym z ulubionych tematów ateistów,  jak widać, spotykamy się tu ze stwierdzeniem, że to nie Bóg stworzył Wszechświat, lecz wszystko stało się za przyczyną eksplozji, podczas której przestrzeń zaczęła się rozszerzać w nieskończoność. Jak nieraz wspominam, szanuję każdego człowieka, lecz uważanie Teorii Wielkiego wybuchu w 100% za działkę należącą do ateizmu jest zwykłym bezsensem. Dlaczego? Jeśli poczytamy więcej o naszej drobnej eksplozji, według której powstał świat, natychmiast napotkamy takie nazwisko: Georges Lemaître, w sumie to on jest ojcem tej teorii. Był oczywiście genialnym astronomem, a przy wszystkim… Księdzem. Tak, katolickim duchownym

Do czego zmierzam? Po prostu wiara w żaden sposób nie wyklucza nauki i na odwrót. Jedynie naszemu ograniczonemu umysłowi może wydawać się inaczej.  Dana sprawa jest całkowicie inaczej przedstawiona w Piśmie Świętym oraz w inny sposób mówi o tym nauka. Ale to niekoniecznie jest prawda, wystarczy tylko wziąć daną sprawę bardziej pod lupę. Jak według Biblii Bóg stwarzał świat? Mówił! Używał słów! Powiedział „Niech stanie się światłość” – światłość powstała. Tyle możemy wiedzieć, ale w żaden sposób nie ma mowy, że na tym się skończyło. Bóg powiedział, ale żadne źródło na świecie nie głosi, że natychmiast bez żadnych wcześniejszych procesów pojawiły się gwiazdy i inne ciała niebieskie. Możliwe, że to łączy się z Teorią Wielkiego wybuchu, Bóg powiedział „Światło” i nagle utworzyła się nieskończona ilość światła, która jest naszą eksplozją, z niej powstała cała reszta. Da się połączyć hipotezę naukową z tym, co głosi Biblia? Jak widać da się. 

W dodatku każdy, kto ma chociaż trochę oleju w głowie wie, że Pismo Święte nie jest księgą którą interpretuje się w słowo w słowo. Gdy Jezus Chrystus mówił: „Gdy twoje prawe oko jest powodem do grzechu – wyłup je”, niekoniecznie znaczyło, że tak należy postępować. W przeciwnym wypadku, każdy byłby ślepcem. Te słowa są hiperbolą, które przestrzegają nas przed grzechem. Podobnie jest z opisem świata. W samych przypisach biblijnych znalazłem słowa, że jest to hymn na cześć Boga. Każdy dzień jaki jest tam przedstawiony, nie był takim ludzkim dniem. Czas jest najzwyczajniej wymysłem ludzkim, nie Bożym, dlatego dla Stwórcy ten jeden dzień mógł trwać sekundę, lub miliardy lat. A nawet dokładnie ten dzień nie trwał. Po prostu był. Bóg, w którego ja wierzę wyróżnia się tym, że trudno Go wyczaić. Według Biblii Bóg tworzył przez 6 dni, chociaż dla Niego to właśnie mogło być 13 miliardów lat. 

Mamy także kreacjonizm – pogląd głoszący, że świat powstał za sprawą ingerencji Boga, a także darwinizm – tutaj z kolei słyszymy, że powstawanie gatunków odnosi się do przystosowania się do środowiska. Bóg nie stworzył człowieka, lecz po prostu pochodzi od małpy. Niby te dwie teorie są ze sobą sprzeczne. A niby kurka dlaczego? Może tak właśnie działał Bóg? Najpierw stworzył proste organizmy wodne, z których później przez miliony lat uformował pierwsze ryby, następnie gady, ssaki, małpy i na końcu człowieka. Nigdzie nie jest napisane, że Bóg w taki sposób nie działał, przez miliony lat dodawał drobne poprawki do swoich stworzeń, aż w końcu z organizmu jednokomórkowego utworzył istotę rozumną – człowieka. 

Nie wiem jaka jest prawda, ale nigdzie nie mamy źródeł, które by zaprzeczały takiemu rozumieniu, które głosi tworzenie Wszechświata przez Stwórcę za sprawą Wielkiego Wybuchu i ewolucji, którą przedstawił światu Karol Darwin. Nasze istnienie jest złożone i logiczne, niesamowicie skomplikowane, ale mimo tego funkcjonuje. Jak to wytłumaczyć: biorąc do dłoni gitarę elektryczną, brzdąkam o jedną strunę, jej fale dochodzą do przetworników, są konwertowane na sygnał elektryczny, następnie podróżuje przez kabel do pieca, który także za sprawą odpowiednich efektów, jest modyfikowany, wzmacniacz ponownie wydaje fale akustyczne, które podróżują do ludzkiego ucha, po czym kończy swoją wędrówkę w ludzkim mózgu, dzięki czemu słyszymy dany dźwięk. Cały proces jest mocno streszczony, mogłoby zająć jeszcze wiele zdań, a nawet stron. Lecz to jest piękno skomplikowania tego świata. Fizyka to niekoniecznie wzory i liczby, to bardziej służy przedstawianiu tego niepojętego istnienia. Fizyka to poznanie rzeczywistości, to nauka o tym, co się dzieje. Jeśli człowiek recytuje wiersz, nazywamy to nauką humanistyczną, wykształceniem w dziedzinie własnego języka. Ale to, że wypowiada słowa, są one słyszane, docierają do innych, nie odlatuje od podestu, na którym recytuje, za sprawą przyciągania ziemskiego, to wszystko zwie się fizyką. 


Głupotą jest twierdzenie, że nauka i wiara nie mają ze sobą nic wspólnego, lecz dlaczego tak ciągle zwracam na to uwagę? Dlaczego te dwie sprawy to jedność? Ponieważ Bóg sam jest najgenialniejszym naukowcem, a co dla mnie jest najlepszym dowodem na Jego istnienie? To właśnie kręci się wokół nauki, dla mnie to jest rzeczowy dowód. Nie wierzę by ten cały skomplikowany i złożony świat mógł powstać za sprawą przypadku, ktoś musiał to zapoczątkować, ktoś wielki, posiadający wyższy intelekt, tym kimś jest właśnie Bóg! Myśląc czysto i logicznie to wszystko nie mogło dla mnie tak samo powstać, za tym musiał stać Stwórca.