Powyżej
mamy doskonały przykład, w jaki sposób jednym obrazkiem można opisać system edukacji, może nie
tylko w Polsce, ale nawet w większości naszego świata. Jak wiadomo, w szkolnictwie jeśli ktoś np.: jest geniuszem w malarstwie tak jak Salvador Dali, czy
nasz polski Matejko, ale za to nie skupia się na innych dziedzinach wiedzy,
jest skończonym patałachem. Należy mieć po równo wystarczającą wiedzę
w 15 dziedzinach. Naraz trzeba umieć operować liczbami, najbardziej
skomplikowanymi działaniami, ale przy wszystkim znać szczegółowo całą fabułę
dzieł Sienkiewicza, Prusa, Orzeszkowej, Shakespear’a, no i umiejętność
recytowania z pamięci Pana Tadka. Przy okazji na bieżąco uczyć się dwóch czy
trzech obcych języków. Ogarniać chemię, biologię; ale też historię,
WOS, WOK, może jeszcze egzaminy z genialnego i super-nowoczesnego przedmiotu jakim
jest wychowanie do życia w rodzinie.
Przede
wszystkim nie ubliżam ludziom, którzy potrafią to wszystko ogarniać naraz,
nawet życzę, by takich było jak najwięcej. Tylko idiotyzmem jest uważanie, że
skoro wszystkich traktuje się równo, to wszyscy właśnie tacy muszą być.
Jaki
to może dawać efekt? W każdym drzemie jakiś talent, w każdym jest jakiś
geniusz, ale przeżywszy okres lat szkolnych, dostając zazwyczaj złe stopnie, co
niby o sobie człowiek może pomyśleć? Stwierdzi, że nadaje się tylko do pracy za
najniższą krajową. I na tym zakopie wszystkie swoje marzenia, nigdy nie będzie
próbował odnaleźć swoich talentów, szary koniec najzwyczajniej. Zresztą wciąż
osobiście jest mi trudno zrozumieć, dlaczego cyferki w dzienniku mają określać,
kto jest jakim człowiekiem. Tym bardziej skoro w dorosłym życiu mało stopnie
będą obchodziły pracodawców. Czy świadectwo nie powinno informować np.: o tym,
że dana osoba nie ma łba do myślenia, ale za to ma pamięć doskonałą? Lub czy
ktoś jest aktywny społecznie, lub woli przebywać w samotni? Każdy jest z czegoś
dobry, ale także coś musi nie wychodzić. Więcej nie pomogłoby świadectwo które
informuje w czym kandydat na pracownika może się sprawdzić, a co powinien
raczej unikać. Przecież z dokumentu w którym od góry do dołu są wypisane oceny
celujące i bardzo dobre, nie poinformuje czy ktoś jest śmiały, nadaje się na
przedstawiciela firmy, bądź czy jest wstydliwy i prościej jeśli przydzieli mu
się zaciszne obowiązki w biurze.
Oceny
nie jednemu zniszczyły w pewien sposób psychikę. Ponieważ ocena niedostateczna
z matematyki, powinna łagodnie mówić, że tej dziedziny nie ma się rozwiniętej,
tak samo jak wielu mężczyzn nie umie gotować, lub kobiety raczej nie
sprawdziłyby się w pracy fizycznej na budowie. Ale to działa inaczej, w wielu
przypadkach ocena niedostateczna mówi komuś: „jesteś głupi”. Chociaż
wielu powtarza, że stopnie motywują do nauki, to z własnego doświadczenia
powiem, a przynajmniej w moim przypadku jakoś to się nigdy nie sprawdzało.
Tylko najzwyczajniej nie można dawać się zniszczyć ocenom. Na 100% jesteś w
jakiejś dziedzinie geniuszem, a cyferki nie wyznaczają Twojego ilorazu inteligencji.
W
mojej miejscowości mieszka pewien przedsiębiorca, który jak słyszałem, kiedy
uczęszczał do szkoły żył na najgorszych ocenach. Gdy skończył edukację znalazł
sobie pracę na budowie. Gdy trochę zarobił kupił poloneza ze skrzynią ładunkową, na której
woził materiały i narzędzia. Wynajął jakiegoś znajomego by mu pomagał i razem
próbowali coś wykombinować. Można powiedzieć, że powstała dwuosobowa firma,
która powoli się rozwijała. Dziś ten gość mieszka w ogromnej willi, stać go na
wszelkie zachcianki. Jest jednym z najbogatszych mieszkańców mojej
miejscowości. Jest idealnym przykładem tego, o czym w kółko piszę. Nie był
orłem z nauki, ale miał łeb odnośnie interesów, wykorzystał to i nieźle się
dorobił.
Ty
także w jakiejś dziedzinie jesteś geniuszem, tylko odkryj ją najzwyczajniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz